Wymiana studencka w Meksyku w pigułce
Pikantna i tłusta kuchnia, naprawdę długi dzień, ofiary ze zwierząt i Święto Zmarłych inne niż wszystkie - o tym i wielu innych rzeczach opowiedziała mi Sylwia, która w ramach wymiany studenckiej zdecydowała się wyjechać do Meksyku. Wraz z Sylwią zapraszamy na bardzo ciekawy wywiad o meksykańskiej rzeczywistości od kuchni i w pigułce.
Wymiana studencka w Meksyku? Czemu nie?
Jak znalazłaś się w Meksyku? Czy to był zwyczajny wyjazd typu Erasmus? Czy musiałaś składać jakieś dodatkowe papiery?
Sylwia: Wyjazd do Meksyku był bardzo zbliżony do wyjazdu erasmusowego, również opierał się bowiem na umowie pomiędzy uczelniami w Polsce i w Meksyku. Poza standardowymi dokumentami, które trzeba załatwić w przypadku Erasmusa, musiałam zatroszczyć się jeszcze o dostarczenie CV i wykupienie ubezpieczenia zdrowotnego, które obowiązywałoby poza Unią Europejską. Ostatnim krokiem było zalogowanie się na portalu uczelni przyjmującej.
Jednym słowem, sam proces administracyjny nie był dużo bardziej skomplikowany niż przy wyjeździe, na przykład do Hiszpanii?
Sylwia: Nie, ponieważ nie miałam żadnego stypendium. A umowa pomiędzy uczelniami zakładała, że każda ze stron musi przyjąć piętnastu studentów uczelni partnerskiej rocznie, tak więc nie było żadnego problemu.
A to oznacza, że pojechałaś sama, czy z innymi Polakami?
Sylwia: Akurat na tym semestrze byłam sama z Uniwersytetu Śląskiego. Nie było więcej studentów.
To dobrze czy źle?
Sylwia: Chyba dobrze, bo dzięki temu będąc w Meksyku używałam tylko hiszpańskiego i angielskiego. A podczas mojego pobytu poznałam jedynie dwie Polki.
A dlaczego właśnie Meksyk? Dlaczego zdecydowałaś się na wyjazd do tego kraju wiedząc, że nie będziesz miała grantu, że może być trudniej niż w przypadku wyjazdu do Hiszpanii, nie mówiąc już o odległości?
Sylwia: Wyjazd do Meksyku marzył mi się od zawsze. Wiedziałam, że mieszkając tam przez pół roku będę w stanie poczuć ducha tego kraju o wiele bardziej niż jadąc, na przykład, na dwutygodniowe wakacje. Wiedziałam, że taka okazja może już się nie powtórzyć, dlatego muszę z niej skorzystać. Z dobrym przygotowaniem da się wyjechać tak daleko, na tak długo, no i bez stypendium. W Polsce pracowałam przez ponad rok, żeby opłacić sobie przede wszystkim bilety lotnicze.
Wyjazd do Meksyku – informacje praktyczne
Właśnie, a jeśli chodzi o koszty życia, pomijając kwestię biletów lotniczych, uważasz, że ten pobyt wyszedł Cię drożej, a może taniej niż Erasmus w Hiszpanii? Czy zwyczajnie nie da się tego porównać?
Sylwia: Ja uważam, że koszty życia w Meksyku są porównywalne z kosztami życia w Polsce, może tylko wynajęcie pokoju wychodzi troszkę taniej. Z cenami w sklepach czy restauracjach bywa różnie. Raz taniej, raz drożej, ale tak, myślę, że koszty są mniej więcej porównywalne i z grantu na Hiszpanię można w Meksyku spokojnie przeżyć.
Mieszkania musiałaś szukać na własną rękę czy miałaś zagwarantowane miejsce w akademiku?
Sylwia: Mieszkałam w jednym z dziesięciu domów należących do organizacji Conexión. W każdym domu dostępnych jest dziesięć indywidualnych pokoi i wspólna kuchnia i łazienka. Na plus zaliczam to, że członkowie organizacji odebrali mnie z lotniska i pomogli mi oswoić się z szokiem kulturowym w pierwszych momentach od przyjazdu. I bardzo fajnie, że takie organizacje istnieją, bo nawet taka pozornie banalna rzecz jak odebranie z lotniska było w tamtym momencie bardzo pomocne.
Czyli, jednym słowem, oszczędziłaś sobie tego całego stresu związanego z szukaniem mieszkania i drogi z lotniska do centrum itd…
Sylwia: Tak, mieszkanie miałam zarezerwowane już podczas pobytu w Polsce, a po przylocie odebrano mnie z lotniska, zawieziono do domu, wszystko miałam więc zapewnione.
Ile trwa podróż do Meksyku?
Sylwia: Podróż w tamtą stronę trwała 27 godzin z wszystkimi przesiadkami, jako że nie ma lotów bezpośrednich z Polski.
Jaką trasą leciałaś?
Sylwia: Praga, Frankfurt, Cancún i Guadalajara.
I z powrotem tak samo?
Sylwia: W powrotną stronę na szczęście było krócej, bo leciałam z Cancún do Madrytu i z Madrytu do Warszawy, ale i tak samego lotu wychodzi około 13 godzin z Polski do Meksyku, gdyby to tak mniej więcej liczyć.
A jaka jest różnica czasowa?
Sylwia: Z Guadalajarą 7 godzin, a z częścią najbardziej wysuniętą na wschód 6 godzin.
Przed wyjazdem musiałaś się na coś szczepić?
Sylwia: Musiałam się zaszczepić przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B i typu A. To jest niezbędne do wyjazdu do Meksyku z powodu różnic w florze bakteryjnej. Jeśli kto wybiera się do Chiapas lub innych bardziej, dzikich regionów, trzeba zaszczepić się jeszcze na parę innych chorób, które w Polsce nie występują. Poza tym w Meksyku nie wolno pić ani gotować wody z kranu. My mogliśmy pić tylko wodę butelkowaną, którą nam dowozili do domu.
Temperatury były bardzo wysokie?
Sylwia: Guadalajara jest bardzo ciepłym miastem. W dzień temperatura osiągała 26 – 30 stopni, w nocy spadała do 20, czasem 15. Mimo że przebywałam w Meksyku akurat w porze deszczowej, w tym roku niemalże nie było deszczu, a dni były słoneczne.
A jakie jest tempo życia w Meksyku?
Sylwia: Wolniejsze. Dużym plusem jest to, że dzień jest dłuższy i ma się więcej czasu. Ja to bardzo odczuwałam. W Polsce czas leci bardzo szybko, w Meksyku wstawałam rano, szłam na uczelnię, wracałam i jeszcze miałam dzień do dyspozycji. Słońce zachodziło około 20.00, a dnie płynęły wolniej.
Mając porównanie, które tempo życia bardziej Ci odpowiada? To w Polsce czy to w Meksyku?
Sylwia: Raczej to w Meksyku.
Jalisco – tequila, mariachi i meksykańska dusza
Przypomnij proszę raz jeszcze, w jakim rejonie mieszkałaś?
Sylwia: Mieszkałam w stanie Jalisco, mniej więcej w środkowo-zachodnim Meksyku. Znajduje się tam Guadalajara, czyli jedno z największych miast w Meksyku. Wydaje mi się, że jest to najbardziej rozwinięty stan w Meksyku, nie licząc Ciudad de México. Jak dla mnie to najlepsze miejsce, żeby zamieszkać w Meksyku i wyjechać na studia.
Powiedziałaś, że Jalisco to jeden z najbardziej rozwiniętych stanów, ale pod jakim względem? Gospodarczym? Kulturowym? Turystycznym?
Sylwia: Gospodarczym na pewno. Turystycznym … hm na pewno są bardziej atrakcyjne dla turystów rejony Meksyku, aczkolwiek mówi się, że to Guadalajara ma najbardziej meksykańską duszę. Ze stanu Jalisco wywodzi się mariachi i to również tam produkuje się tequilę. A to są przecież jedne z najbardziej rozpoznawalnych symboli tego kraju. Jalisco jest bardzo meksykańskim stanem, chociaż turystycznie uważam, że są ciekawsze miejsca.
A czy mimo to jest coś, co warto zwiedzić w Guadalajarze i okolicach poza samym miastem? Zakładając, że ktoś się wybiera nie na wymianę studencką tylko na wakacje?
Sylwia: Trzeba wiedzieć, że Guadalajara jest świetnie położona. To jest stan, z którego można zwiedzić praktycznie cały Meksyk, wszędzie jest porównywalnie blisko. A w pobliżu tego miasta znajduje się Chapala, czyli największe jezioro w Meksyku. W stanie Jalisco znajduje się też miasteczko Tequila, w którym produkuje się słynną tequilę. Bardzo blisko znajduje się też zachodnie wybrzeże Meksyku. Około sześć godzin jazdy samochodem wystarczy, by znaleźć się w stolicy, co też jest ogromnym plusem. Guadalajara ma świetne położenie do zwiedzania, do mieszkania, do życia.
Tłusto, tłuściej, Meksyk
Po przyjeździe odczułaś fizycznie zmianę klimatu i jedzenia?
Sylwia: Tak, zdarzały mi się problemy żołądkowe, przede wszystkim przez jedzenie, które jest bardzo pikantne i bardzo tłuste, o wiele bardziej niż w Polsce, a to już jest sztuka. Na początku ciężko mi się było przyzwyczaić, szczególnie do jedzenia. Tam wszystko było pikantne.
A w domu, w którym mieszkałaś mogłaś sama gotować, czy byłaś zdana na jedzenie serwowane w jakiejś, dajmy na to, kantynie?
Sylwia: Mogliśmy sami gotować, więc jak tylko była możliwość unikania pikantnej kuchni, korzystałam z niej. Chciałam nawet przyzwyczaić się do pikantnego jedzenia, dodając chili do każdego posiłku, ale niestety nie udało mi się. Moje kubki smakowe nie znoszą aż tak ostrego jedzenia.
Jak rozumiem, jedzenie zaskoczyło Cię na minus?
Sylwia: Nie do końca, pomimo ostrych przypraw kuchnia meksykańska jest przepyszna, jednak zawsze warto próbować na ręce, który sos jest najmniej ostry i to właśnie ten wybierać. Aa i nigdy nie należy wierzyć Meksykaninowi, który zapewnia cię, że danie “no pica”. Zawsze “pica”.
A w restauracjach istnieje coś takiego jak oznaczenia ostrości? Czy przez to, że Guadalajara nie jest typowo turystycznym miastem nikt sobie tym nie zaprząta głowy?
Sylwia: Zasada jest taka, że zawsze trzeba pytać kelnera, bo jedzenie serwowane w restauracjach nie jest przygotowywane “pod turystów”. Z reguły jednak sosy podaje się osobno, można więc przed nałożeniem na talerz spróbować, czy nie są zbyt ostre.
Przyjaciele z Meksyku, przyjaciele z innych krajów
Podczas pobytu w Guadalajarze kontaktowałaś się głównie z innymi obcokrajowcami czy raczej z rodowitymi mieszkańcami Meksyku?
Sylwia: Mieszkałam z samymi Europejczykami. W domu porozumiewaliśmy się po hiszpańsku, na tyle na ile każdy potrafił. A na uczelni i poza nią przebywałam w towarzystwie Meksykanów, znajomych, przyjaciół.
Trudno było nawiązać nowe znajomości? Czy znałaś już kogoś przed przyjazdem?
Sylwia: Znałam tylko jedną osobę, Meksykanina, który bardzo mi pomógł w pierwszych dniach. Pokazał mi miasto, tempo życia itd. Dużo czasu spędzałam również ze współlokatorami, lecz nie tylko. Muszę przyznać, że Meksykanie są bardzo życzliwi, bardzo chętnie nawiązują kontakty z obcokrajowcami, przynajmniej ci, których ja poznałam.
Czyli nie miałaś problemu, żeby poznać nowe osoby na uczelni, w grupie i się z nimi zintegrować…
Sylwia: Nie, nie było problemu. Czułam nawet spore zainteresowanie moją osobą. Nie znali wielu Polaków i zadawali sporo pytań. W Meksyku jest dużo Holendrów, Niemców i Francuzów, mało Polaków i, nie wiem, czy to z tego powodu, ale czułam zainteresowanie i chęć pomocy z ich strony i to był spory plus.
Studia w Meksyku – życie uczelniane
A jeśli chodzi o zajęcia na uczelni. Coś Cię zaskoczyło?
Sylwia: Najbardziej zaskoczyła mnie relacja na linii student – wykładowca, która jest o wiele luźniejsza. Wykładowcy nie traktują studentów z góry, wielu z nich przychodziło na zajęcia z kawą czy kanapką i na to samo pozwalało również studentom. Nie miałam wrażenia, że my studenci powinniśmy siedzieć prosto, nie ruszać się i najlepiej nie oddychać. Na zajęciach był też czas na luźniejsze konwersacje na tematy związane z aktualnymi wydarzeniami w Meksyku. Wykładowcy byli osobami, z którymi można było porozmawiać o wszystkim, co oczywiście bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.
A w Meksyku, podobnie jak w Hiszpanii, do wykładowców zwraca się na “ty” w większości przypadków, czy jednak preferuje się użycie formy “usted”?
Sylwia: Jednak formy “usted”, czyli jednak są bardziej formalni niż Hiszpanie.
W Meksyku też studiowałaś filologię hiszpańską czy mogłaś wybrać sobie jakieś inne przedmioty?
Sylwia: Studiowałam na kierunku, który się nazywał Letras Hispánicas, czyli bardziej literatura, ale mogłam wybrać też dowolne przedmioty. Ja zdecydowałam się na językoznawstwo, metodologię nauczania języka hiszpańskiego, literaturę meksykańską dwudziestego wieku i portugalski.
Czy Meksyk naprawdę jest niebezpieczny? Meksykańska rzeczywistość
Wiem że jesteś wielbicielką latynoskich, w tym meksykańskich seriali. Czy rzeczywistość ma wiele wspólnego z tym, co widzimy na ekranach?
Sylwia: Niestety nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością, choć zauważyłam, że w Meksyku klasa średnia praktycznie nie istnieje i jest bardzo duża dysproporcja społeczna. A życie, szczególnie tych biedniejszych członków społeczeństwa, zupełnie odbiega od telenowel. Widać to już po bardzo krótkim czasie.
Podsumowując: albo ktoś jest bardzo bogaty, albo bardzo biedny….
Sylwia: Tak, wiele też zależy od miasta. Guadalajara jest akurat jednym z bogatszych miast, ale już na przykład w Chiapas domy przypominające lepianki nie są wcale niezwykłym widokiem.
Jak wygląda kwestia bezpieczeństwa na ulicach? Bez problemu można poruszać się pieszo lub publicznymi środkami transportu?
Sylwia: Powiem szczerze, że mnie nie zdarzyła się żadna nieprzyjemna sytuacja i nie uważam, żeby Meksyk był bardzo niebezpieczny. Trzeba oczywiście uważać, tak jak wszędzie, nie można trzymać telefonu w tylnej kieszeni spodni, torebkę trzymać z przodu i starać się nie zwracać na siebie uwagi, choć w moim przypadku już kolor skóry bardzo przyciągał wzrok. W nocy sytuacja przedstawia się trochę inaczej, ja nie poruszałam się sama w nocy, chociaż, z drugiej strony, nie robię tego również w Polsce.
Wychodzi więc na to, że obraz Meksyku, który przekazują media jest jednak mocno przesadzony?
Sylwia: Trochę tak. Ja poruszałam się sama w ciągu dnia, na uczelnię chodziłam na nogach, starałam się chodzić głównymi ulicami, omijając podejrzane uliczki. Nigdy nie zostałam okradziona. Myślę, że wystarczy po prostu zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół, oglądać się za siebie i nic złego się nie zdarzy.
Szok kulturowy i meksykańskie zwyczaje
Co najbardziej zaskoczyło Cię w Meksyku? Klimat? Jedzenie? Zwyczaje? Coś czego zupełnie nie spodziewałaś się w momencie wyjazdu?
Sylwia: Tak, coś o czymś wspomniałam Ci w prywatnej rozmowie, czyli stosunek mężczyzn do kobiet, wygwizdywanie na ulicy, zaczepianie, wykrzykiwanie różnych rzeczy. Od “güera” (białaska, blondynka) po przymiotniki typu “bella”, “linda” (piękna, ładna). Tego się nie spodziewałam wyjeżdżając do Meksyku.
Jeśli chodzi o zwyczaje, tradycje, kuchnię, czytałam o tym wcześniej i wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Przewodniki nie wspominają natomiast nic o seksistowskich zachowaniach, dlatego dla mnie to był szok i na początku nie wiedziałam, jak się zachować w takiej sytuacji. Nie wiedziałam, czy unikać spojrzenia, czy udawać, że nie słyszę i iść przed siebie. Musiałam zapytać o radę znajomych.
I co poradzili ?
Sylwia: No właśnie, żeby raczej unikać spojrzenia, iść przed siebie i po prostu ignorować zaczepki.
Twój pobyt w Meksyku zbiegł się akurat z obchodami Święta Zmarłych. Brałaś w nich udział?
Sylwia: Tak, ja akurat byłam wtedy w Pátzcuaro, w stanie Michoacán, gdzie Święto Zmarłych obchodzone jest nadzwyczaj hucznie, o czym mogłam przekonać się na własne oczy. Ludzie faktycznie przychodzą na cmentarze z darami, budują ołtarze… To, co mnie zszokowało to fakt, że pomimo niskiej temperatury, która w nocy spadała do 5 stopni, ludzie spali na cmentarzach.
Czyli obchody trwają tak naprawdę 24 godziny?
Sylwia: Tak, choć przełomowym momentem jest wieczór. Ludzie przychodzą całymi rodzinami, na jednym cmentarzu zauważyłam nawet namioty...
Obserwując to święto z bliska, wraz z jego nieodzownymi elementami, jak na przykład postać śmierci i czaszka, jakie emocje były Ci bliższe? Przerażenia czy raczej zabawy?
Sylwia: Dla mnie Catrina, jako element bardzo silnie związany z Meksykiem, raczej nie jest przerażająca. Przedstawienie śmierci w bardziej radosny niż ponury sposób jest dla mnie czymś pozytywnym. Mieszkańcom Meksyku śmierć nie kojarzy się ze smutkiem czy ponurym nastrojem, ponieważ wierzą, że po śmierci czeka ich lepsze życie.
A to oznacza, że odwiedzając groby można śpiewać i tańczyć?
Sylwia: Tak, w pobliżu jednego z cmentarzy widziałam nawet koncert. Siedzącym przy grobach towarzyszą tańce, śpiewy, jedzenie, opowieści o zmarłych. Jest to zupełnie inne doświadczenie niż to znane z Polski.
A groby są podobne do tych polskich?
Sylwia: Meksykańskie cmentarze są dużo skromniejsze, nie ma tam kosztownych nagrobków z marmuru czy granitu. Jeśli chodzi o ozdoby, przeważają świece i mnóstwo kwiatów, ale też podarunki dla zmarłych.
A co się dzieje z podarunkami? Ktoś przychodzi i je zbiera? Czy zostają na cmentarzu do następnego roku?
Sylwia: Jest to sprzątane, szczególnie, że wśród podarunków znajdują się również takie rzeczy, jak ulubione potrawy zmarłego, tequila czy papierosy. Poza tym po zakończeniu obchodów cmentarze na powrót są czyste, więc na pewno jest jakaś osoba, której zadaniem jest posprzątanie grobów.
Sprzedaje się z tej okazji jakieś specjalne słodycze lub przygotowuje się jakieś specjalne potrawy?
Sylwia: Tak, przygotowuje się Pan de Muerto, który w smaku przypomina trochę naszą chałkę. Je się go bez dodatków, bo sam w sobie jest już tak słodki, że nie potrzeba żadnych innych rzeczy. Wszędzie sprzedaje się też słodkie cukrowe czaszki, aczkolwiek ja nie próbowałam, jak smakują. Kupiłam jedną na pamiątkę.
Święto Zmarłych to jedyna tak hucznie obchodzona uroczystość? Miałaś okazję uczestniczyć w jeszcze innych charakterystycznych wydarzeniach?
Sylwia: Jeszcze przed Świętem Zmarłych, w Meksyku 15 września obchodzi się Święto Niepodległości. Obchody również przebiegają inaczej niż u nas w Polsce. Jest mniej patetycznie, a bardziej radośnie, są koncerty, sztuczne ognie, tańce do późnej nocy.
Wielu mieszkańców Meksyku to katolicy. Czy w związku z tym obchodzą z hukiem również Boże Narodzenie?
Sylwia: Boże Narodzenie spędza się z rodziną, choć w skromniejszym niż w Polsce formacie. To, co mnie zaskoczyło to połączenie wiary katolickiej z wierzeniami plemiennymi. W Chiapas widziałam, na przykład, kościół, w którym składano ofiary ze zwierząt. Był to kościół katolicki, wnętrze było wypełnione świecami, a gdzieniegdzie można było zauważyć martwe kurczaki.
¿Qué onda güey? Hiszpański z Meksyku
Jeśli chodzi o język hiszpański i jego meksykańską odmianę, trudno było Ci się przestawić? A może przed wyjazdem przygotowywałaś się również od strony językowej?
Sylwia: Przestawiłam się już na miejscu. Najbardziej zauważalne są różnice fonetyczne poprzez brak sepleniącego hiszpańskiego dźwięku “ce” czy “zeta”. Ponadto, bardzo uderza brak formy “vosotros”, którą zastępuje forma “ustedes”. Słownictwo też jest różne, istnieją nawet specjalne słowniki z „meksykanizmami”. Wszystkiego uczyłam się jednak na bieżąco.
No właśnie, a teraz po powrocie, która odmiana hiszpańskiego jest Ci bliższa?
Sylwia: W głowie została mi wersja z Meksyku i wiem, że będzie mi bardzo ciężko się przestawić na hiszpański z Hiszpanii, również dlatego, że cały czas jestem w kontakcie z przyjaciółmi z Meksyku. Wraz z powrotem na uczelnię, będę musiała się przestawić, ale wiem, że to będzie bardzo kłopotliwe, bo ta wersja meksykańska jest dla mnie tą ładniejszą, lepszą i prostszą odmianą.
Zdarzyły Ci się jakieś zabawne sytuacje związane z różnicami w słownictwie?
Sylwia: Jest jeden hiszpański czasownik, który znajduje się na liście ksiąg zakazanych w Meksyku, a jest to czasownik “coger”, który w Meksyku znaczy zupełnie coś innego niż w Hiszpanii. Był to dla mnie problem, ponieważ mając w głowie hiszpański z Hiszpanii używałam go w Meksyku dosyć spontanicznie. Aż w końcu jeden z moich meksykańskich znajomych powiedział mi, żebym nie używała tego czasownika, bo naprawdę mogę sobie narobić problemów któregoś dnia. Bardzo mnie zaskoczyło, że jeden czasownik może więc mieć wiele tak odległych od siebie znaczeń.
I nie pomógł Ci nawet fakt, że mimo wszystko pochodzisz z innego kraju?
Sylwia: Nie, Meksykanie bardzo naciskali na to, by nie używać tego czasownika, dla naszego własnego dobra, szczególnie, że jest wiele innych czasowników o podobnym znaczeniu.
To, co mówisz jest bardzo ciekawe. Ja wiedziałam oczywiście o tej różnicy, zresztą nie tylko na uczelni, ale również w większości szkół językowych wspomina się o dwóch znaczeniach czasownika coger, w zależności od kraju. Niemniej jednak wydawało mi się, że może w przypadku obcokrajowców lub Hiszpanów w Ameryce Środkowej i Południowej trochę przymyka się oko na tę kwestię…
Sylwia: A jednak trzeba się przestawić, chociaż to prawda, że znajomej Hiszpance nie zwracali aż tak bardzo uwagi, jak pozostałym obcokrajowcom. Ona zresztą twierdziła, że nie ma zamiaru uczyć się nowych reguł, jako że w jej języku czasownik “coger” jest pozbawiony wulgarnego znaczenia. Ja się przestawiłam głównie dlatego, żeby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, szukałam synonimów, jak “tomar” czy “agarrar”.
Wszystko, co dobre kiedyś się kończy
Chciałaś w ogóle wracać?
Sylwia: Chciałam wrócić, bo jednak czułam tęsknotę za rodziną, ale, prawdę mówiąc, gdybym w trakcie pobytu mogła wrócić do Polski na dwa tygodnie, zobaczyć rodzinę i pojechać z powrotem, zrobiłabym to, bo jednak gdzieś tam czułam niedosyt i czułam, że te pięć miesięcy to nie jest wystarczająco dużo czasu, by poznać tę kulturę. Gdybym miała możliwość, pozostałym tam dłużej, jednak wierzę, że zrobiłam dobrze wracając, również po to, by zobaczyć rodzinę i skończyć studia. Jednocześnie wiem, że jeszcze wrócę do Meksyku, bo to jest moje miejsce na Ziemi.
Czego najbardziej brakuje Ci po powrocie?
Sylwia: Słońca, meksykańskiej kuchni i przyjaciół. W Meksyku poznałam wielu niesamowitych ludzi, których musiałam tam zostawić i to za nimi najbardziej tęsknię.
Pewnie, szczególnie, że Meksyk to nie Hiszpania i na weekend raczej nie polecisz...
Sylwia: Tak, a przez różnicę czasową kontakt jest jeszcze bardziej utrudniony.
Jest coś za czym nie tęsknisz w ogóle?
Sylwia: Zdecydowanie nie tęsknię za brakiem szacunku do kobiet, to jest coś, czego nie mogę zaakceptować. I jest to dla mnie niezrozumiałe, że w kraju z tak niesamowitymi ludźmi mają miejsce takie rzeczy.
Myślisz, że z czasem nastąpią zmiany na lepsze?
Sylwia: Meksyk jest krajem, w którym “actitud machista” jest w pewien sposób wrośnięta w kulturę, ale nie do tego stopnia, żeby to nie mogło ulec zmianie. Pozycja kobiet w tym kraju powoli staje się coraz silniejsza, pozytywne zmiany z pewnością nadejdą, aczkolwiek trudno powiedzieć kiedy, raczej nie na przestrzeni 10-15 lat.
Dokąd planujesz następny wyjazd? Znów do Meksyku, czy może gdzie indziej?
Sylwia: Nie ukrywam, że Meksyk jest na pierwszym miejscu, choć Hiszpania jest dla mnie również bardzo ważnym krajem, do którego chętnie wracam. Wiem jednak, że do Hiszpanii mogę polecieć w każdej chwili na cztery dni, na tydzień, na dwa tygodnie. Jeśli będę jednak mieć okazję spędzić kolejne pół roku w innym kraju, to z pewnością będzie to Meksyk. Chciałabym też zwiedzić Boliwię, Peru i Kubę.
Na zakończenie: trzy słowa, które najlepiej oddają ducha Meksyku?
Sylwia: Tequila, mariachi i ludzie.
Bardzo dziękuję Ci za wszystkie odpowiedzi i mam nadzieję, że wkrótce uda Ci się spełnić Twoje marzenie o powrocie do Meksyku.